fbpx

Krzysztof Hołowczyc – o mały włos nie zostałem kaskaderem w Hollywood!

Iwona Sobczak | 20 listopada 2018

W czasie komunizmu w Polsce, jego zdolnościami interesowała się fabryka marzeń. Wybrał jednak adrenalinę i emocje, jakie daje mu droga. Bez dubli. Dziś jest najpopularniejszym i najbardziej utytułowanym kierowcą rajdowym w Polsce. Krzysztof Hołowczyc, specjalnie dla CEO Style opowiada o adrenalinie i miłości do rajdów.

CEO Style: Jak wyglądały pierwsze kilometry „Hołka” za kierownicą? Kiedy obudziła się w Panu pasja do rajdów?

Krzysztof Hołowczyc: Pierwszy raz sam wsiadłem do samochodu jeszcze przed rozpoczęciem nauki w podstawówce. Tata zapytał mnie, czy chcę się przejechać po polnej drodze, odpowiedziałem – tak, ale już nie u ciebie na kolanach. Ruszyłem. Jeszcze tego samego dnia ojciec zaczął uczyć mnie zmiany biegów i innych funkcji samochodu, ale nie bardzo mi to wychodziło. Wpadliśmy wtedy nawet do rowu. Później, chyba w drugiej klasie, zacząłem jeździć gokartami. Strasznie mnie ciągnęło do samochodów, ale o karierze kierowcy rajdowego zacząłem myśleć po pierwszym, obejrzanym z bliska Rajdzie Kormorana. Już w 1985 roku zdobyłem mistrzostwo Polski w gr. N, startując fiatem 125 p.
Sportowa pasja zwyciężyła i myślę, że od tamtej pory nie potrafię żyć bez rajdów.

Pod koniec lat 80. otworzyły się przed Panem drzwi do Hollywood. Otrzymał Pan wtedy od Paramount Pictures, wielkiej wytwórni filmowej, propozycję roli kaskadera w USA. Dla wielu był to szczyt marzeń, Pan jednak nie skorzystał z tej oferty. Żałuje Pan tej decyzji?  

Absolutnie nie! Szczerze mówiąc, nigdy nie zamieniłbym kierownicy na kamerę, choć dobrze się czuję w studiach nagraniowych. Nie paraliżuje mnie trema, a adrenalina związana z publicznymi występami, tylko bardziej mnie mobilizuje.

Co tak niezwykłego daje ten sport? Można się od niego uzależnić?

Zdecydowanie! Jestem uzależniony od adrenaliny i sportowych emocji, których dostarczają mi właśnie rajdy. Na prostej drodze 80 km/h nie robi wrażenia, ale pokonanie trudnego, ciasnego zakrętu z tą prędkością, to jest już coś!

Który rajd wspomina Pan jako najcięższy?

Myślę, że Dakar. To rajd dla bardzo wytrzymałych ludzi – wytrzymałych szczególnie psychicznie. To nie jest rajd, w którym można bardzo szybko pojechać i nawet wygrać jeden, czy dwa odcinki specjalne. Tu trzeba jechać odpowiednio szybko, ale jednak myśleć każdego dnia o mecie danego odcinka. Najlepiej, żeby od razu na pierwszym OES-ie myśleć o mecie Dakaru, bo inaczej nie ma szans na doprowadzenie samochodu przez te kilkanaście tysięcy kilometrów.

Dakar, to również moje najlepsze wspomnienia, zwłaszcza ten rajd, który zakończyliśmy na podium. Było to świetne zwieńczenie, zarówno naszych przygotowań i starań, jak i całego zespołu, który nam pomagał.

Czy to jest drogi sport? Ile należy wydać, aby zacząć przygodę z rajdami samochodowymi?

Nie będę ukrywał – jest to bardzo drogi sport. Sam sprzęt, jego przygotowanie, naprawy, powodują poniesienie wielkich kosztów. Nie ma jednak konkretnych kwot, które można byłoby podać w momencie rozpoczęcia przygody, czy też podsumowania sezonowych wydatków. Wszystko zależy od samochodu i jego eksploatacji, sezonu przygotowawczego, liczby rajdów, jak również możliwości i zdolności rajdowca. A z tym ostatnim wiążą się też pakiety sponsorskie, o które każdy sportowiec walczy.

Jakie rady ma Pan dla tych, którzy chcieliby podążać Pana śladem w tym sporcie?

Są dwie drogi. Jedna jest dla tych, którzy dysponują dużymi zasobami finansowymi – wówczas korzystają z samochodów profesjonalnych, przygotowanych przez specjalne garaże, które mają doświadczenie. Druga droga jest niestety bardziej polską drogą – jest nią bardzo dobre poznanie możliwości swojego samochodu, budowanie go i przede wszystkim jeżdżenie – im więcej rajdów, im więcej przejechanych kilometrów, im więcej imprez, tym więcej nauki, doświadczenia i lepsze rezultaty.

Czy ma Pan wskazówki, jak jeździć bezpieczniej?

Po pierwsze, planując podróż należy ustalić, ile kilometrów jesteśmy w stanie przejechać, jakie jest natężenie ruchu na drodze, z której będziemy korzystali oraz w miarę możliwości wybierać terminy, w których nie ma zmian turnusów. Po drugie, trzeba zaplanować sobie postoje. Nie powinno się jechać bez przerwy, szczególnie w upał, jeżeli jest to akurat pora letnia. Koncentracja potrzebna za kierownicą wówczas maleje, a my jedziemy, bo jedziemy, bez większej świadomości co się dzieje na drodze i wokół niej. Ponadto, każde zatrzymanie się wpływa na lepszą koncentrację, a co za tym idzie, pewniejszą rękę na kierownicy. Po trzecie, pamiętajmy o bezpieczeństwie na drodze, nie śpieszmy się, nie wyprzedzajmy na siłę, unikajmy trudnych sytuacji. Wtedy podróż stanie się dużo przyjemniejsza i mniej męcząca. W końcu każdy z nas ma ten sam cel. Dojechać bezpiecznie.

Zobacz także: